„Filiżanka kawy z…” – Maciejem Stodolnym, Software Engineer w getsix® Services
Praca to ważny aspekt naszego życia. Dlatego warto dowiedzieć się więcej o swoich kolegach i koleżankach z firmy, najlepiej „w towarzystwie” filiżanki dobrej kawy lub herbaty. Tym razem poznamy lepiej Macieja Stodolnego, który już od 8 lat jest Software Engineerem w getsix Services w Poznaniu. Dlaczego to, co robi jest tak ważne? Jakby porównał Poznań i Wrocław? I wreszcie, jakie nietypowe kraje zwiedził oraz czemu próbował swoich sił jako stand-uper?
Na początek nasze klasyczne pytanie: kawa czy herbata?
Maciej Stodolny: Zdecydowanie kawa. Herbatę piję bardzo rzadko. Dzień zaczynam zawsze od białej kawy bez cukru i później kontynuuję. Nie ograniczam się, więc średnio piję 2-4 kaw dziennie.
Skąd Pan pochodzi, jakie ma Pan wykształcenie i co zawodowo działo się przed getsix®?
Urodziłem się w Słupcy w województwie wielkopolskim, ale tak naprawdę całe życie mieszkam w Poznaniu. Skończyłem Politechnikę Poznańską, z tytułem inżyniera, na kierunku elektrotechnika, a następnie zaoczną magisterkę z informatyki na Politechnice Wrocławskiej. Zacząłem pracować jako programista już na studiach. W sumie, zanim trafiłem do getsix®, spędziłem w trzech podmiotach 15 lat. Najpierw trzy lata w Zespole Informatyki Wojsk Lotniczych i Ochrony Powietrznej w Poznaniu. Następnie była firma Neutra.com, gdzie – podobnie jak wcześniej – obsługiwałem dane informatyczne związane z lotnictwem – wcześniej wojskowym, a potem cywilnym. Dalej LST-Soft w Suchym Lesie pod Poznaniem. Tam pierwszy raz spotkałem się z programem Dynamics NAV, co okazało się przydatne przy przejściu do getsix® w 2015 roku. Gdy podpisywałem umowę i poznałem zespół zażartowałem, że mają mnie na 10 lat, bo w każdej kolejnej firmie pracuję trochę dłużej. Czyli, patrząc z tej perspektywy, niewiele mi już w getsix® zostało (śmiech).
W takim razie, czym już przeszło 8 lat, zajmuje się Pan w getsix® Poznań?
Formalnie jestem zatrudniony w getsix Services we Wrocławiu, oddelegowanym do pracy w Poznaniu. Zajmuję się programowaniem, helpdeskiem, utrzymaniem i rozwijaniem systemu do naliczania płac oraz prowadzenia kadr, czyli bardzo ważnej działki w każdej firmie. Nie mogę zawieść, ponieważ wspieram nasz wspaniały zespół kadr i płac, który obsługuje naszych klientów, a końcowym rezultatem jest otrzymanie przez pracowników naszych klientów ich pieniędzy, na które zapracowali. Współpracuję z działami kadr i płac ze wszystkich oddziałów getsix®. Dodam, że ten poznański to drugi, pod względem wielkości (po wrocławskim), oddział getsix® w Polsce. Pracuje w nim ok. 30 osób.
Programista to z pewnością zawód z przyszłością. Ale jakie umiejętności trzeba mieć, żeby go wykonywać?
Przede wszystkim ścisły umysł. Same studia na kierunku informatyki nie są konieczne – ja najwięcej nauczyłem się poza studiami. Dodatkowo ważna jest chęć rozwoju, bo w tym zawodzie, jeśli stoisz w miejscu, to naprawdę się cofasz. Technologie cały czas pędzą naprzód. Do tego potrzebne są takie cechy jak spokój, umiejętność rozwiązywania problemów, skupienia się na konkretnym zadaniu, cierpliwość i… jeszcze raz cierpliwość.
Poleciłby Pan ten zawód młodym osobom?
Oczywiście, że tak. Wiadomo, że to zawód z dużymi perspektywami, zarówno pod względem rozwoju, jak i zarobków. Jeżeli lubi się to robić, to jest to bardzo wymagające, ale również satysfakcjonujące zajęcie.
Mieszka Pan w Poznaniu, ale we Wrocławiu też bywa. Jakby Pan porównał te miasta?
W sumie są do siebie dość podobne. To dwa duże, wiodące miasta zachodniej Polski. Muszę jednak przyznać, że Wrocław ma w sobie jakąś niezwykłą atmosferę. Wydaje mi się także, że jest nieco bardziej nastawiony na rozwój i biznes, niż Poznań.
Mógłby Pan zamienić Poznań na Wrocław?
Wydaje mi się, że tak. Oczywiście nie z dnia na dzień, ale byłaby taka opcja. Lubię Poznań, dobrze mi się tu żyje, ale Wrocław też mi się podoba. Dodatkowo bardzo dobrze współpracuje mi się z zespołem getsix z Wrocławia zwłaszcza z działu IT. W stolicy Dolnego Śląska bywam regularnie – raz w miesiącu.
A odwrotnie: gdyby teraz miał Pan zachęcić wrocławianina, że warto przeprowadzić się albo chociaż odwiedzić Poznań, to jakich argumentów by Pan użył?
Poznań przede wszystkim to nowoczesne, rozwijające się miasto, z dużymi imprezami targowymi, które są wizytówką miasta. Mamy też z fajne zoo ze słoniarnią, piękny, choć obecnie rozkopany Stary Rynek z koziołkami oraz dużo terenów zielonych np. nad jeziorem Malta. To chyba jedyne miasto w Polsce, które tak blisko centrum ma tor regatowy i wielki teren zielony, gdzie można pospacerować, pobiegać, pojeździć na rowerze czy po prostu odpocząć.
Mnie Poznań kojarzy się jeszcze z piłką nożną. Lechem żyje prawie całe miasto. Pan jest kibicem?
Akurat nie jakimś zagorzałym, ale oczywiście sympatyzuję z Lechem, czasem oglądam. Byłem też kilka razy na meczach Kolejorza, a także na spotkaniu Chorwacji z Włochami podczas Euro 2012. Interesuję się, zwłaszcza gdy Lech gra w europejskich pucharach, tak jak w ubiegłej edycji. Ćwierćfinał Ligi Konferencji Europy to niesamowity sukces. Aczkolwiek powiem teraz coś niepopularnego w Poznaniu, bo kibicuję wszystkim polskim klubom w Europie i nawet niech Legia wygrywa w Europie, czemu nie (śmiech). Ale ma Pan rację, w Poznaniu te tradycje piłkarskie są bardzo ważne i obok Lecha mamy też przecież Wartę, dwa kluby na poziomie ekstraklasy.
Czyli piłka nożna tak, ale nie jest to Pana pasja numer jeden. Co zatem nią jest?
Na pierwszym miejscu wskazałbym podróże. Dalej muzyka, a następnie dość świeże zainteresowania, czyli gotowanie, zwłaszcza kuchnia śródziemnomorska oraz arabska, turecka. Stawiam też ostatnio na bieganie po leśnych terenach, żeby zbić kalorie związane z rozwojem poprzedniej pasji (śmiech). W gotowaniu szukam nowych smaków. Akurat ostatnio miałem najważniejszą recenzję w swoim życiu, gdy moja 11-letnia córka powiedziała, że nie chce jeść obiadów w szkole, bo tata lepiej gotuje. Na co dzień angażuje mnie też bardzo pasja córki.
Jaka?
Jeździectwo, skoki przez przeszkody. Bardzo to lubi, w tygodniu jeździmy na treningi, a w weekendy zdarzają się zawody. We wrześniu „rozbiła bank” podczas zawodów w Jaszkowie koło Śremu, gdzie w czterech konkursach zajęła dwa razy pierwsze, raz trzecie i piąte miejsce. Ale okazało się, że to preludium do sukcesu w Halowych Mistrzostwach Polski Amatorów w Kaliszu, gdzie Natalia w swojej kategorii wygrała! To były niesamowite emocje! Najważniejsze, że córka to lubi, a w dodatku – jak widać – naprawdę jest w tym dobra. Uprawia ten sport już od ponad dwóch lat, więc nie jest to chwilowe zauroczenie. Co więcej, jej ulubionym przedmiotem w szkole jest biologia. W przyszłości chce zostać weterynarzem i dalej uprawiać jeździectwo, więc konie przewijają się w każdym aspekcie jej zainteresowań.
A wracając jeszcze do podróży, gdzie Pan najchętniej jeździ?
Uwielbiam Turcję! W ogóle lubię rejony Bliskiego Wschodu. Byłem wiele razy właśnie w Turcji, a także w Tunezji i Maroku. A z mniej popularnych turystycznie krajów odwiedziłem też choćby – jeszcze przed wojną – Syrię, Uzbekistan czy ostatnio, w styczniu Jordanię. Bardzo lubię ten orientalny klimat, ciągnie mnie do tych krajów. Ostatnio w Jordanii eksplorowaliśmy Petrę, Morze Martwe i rafę koralową w Zatoce Aqaba. Bardzo chciałem pokazać te miejsca córce, bo są przepiękne! Zwłaszcza polecam tam nurkowanie, widoki i rafa są niesamowite.
Chyba należy Pan do odważnych osób. Oprócz nurkowania słyszałem, że próbował Pan także swoich sił w… stand-upie.
To jednak określiłbym mianem epizodu. Dałem się trochę podpuścić szefowej, pani Monice Martynkiewicz-Frank (śmiech). Chyba jestem wesołym człowiekiem, więc czasami udaje mi się też rozbawić towarzystwo. Ten stand-up wynikł chyba podczas naszej wyprawy na turniej piłkarski HLB w 2018 roku, na który pojechaliśmy zespołem pięciu pań i panów do Mediolanu. W pozostałych drużynach grali praktycznie sami mężczyźni, którzy podejrzewam, że nie byli tak do końca amatorami. Nie wiem, czemu wszyscy tak poważnie podeszli do tego turnieju. My pojechaliśmy się tam dobrze bawić i to nam się udało, choć sportowo nie wypadliśmy najlepiej. Tak się złożyło, że brałem udział w każdej bramce, która padła w naszym meczu… niestety oznacza to, że wszystkie padły do naszej bramki, której broniłem.
Ale wracając do tego stand-upu, to właśnie w Mediolanie dużo razem żartowaliśmy i wtedy Pani Monika uznała, że na corocznym firmowym zjeździe mógłbym dać taki krótki występ. Jakoś poszło, oglądający byli rozbawieni, choć do końca nie wiem, jakie recenzje zebrałem. W każdym razie negatywne do mnie nie dotarły (śmiech). Ale nie jest to łatwe zadanie. Stres związany z wystąpieniem publicznym, presją, że masz zaprezentować jakiś program, kogoś rozbawić, wymyślać nowe żarty, dostosowywać się do sytuacji i reakcji widzów… Podziwiam tych, którzy zajmują się tym na co dzień.
Zaczęliśmy tę rozmowę klasycznym pytaniem i tak też ją zakończmy. Gdyby mógł Pan przez jeden dzień być kimś innym, to kim i dlaczego?
Odpowiem trochę wychodząc poza tę konwencję. Jeden dzień to może za krótko, ale gdybym mógł zmienić swoje życie na tydzień, miesiąc, to chciałbym odbyć pełnomorski rejs żaglowcem czy jachtem po ciepłych morzach. Kiedyś robiłem patenty żeglarskie, ale potem to zawiesiłem i to jedno z moich niespełnionych marzeń. Byłoby super je nadrobić.
Jeśli mają Państwo pytania dotyczące opisanego tematu lub potrzebują Państwo dodatkowych informacji – zapraszamy do kontaktu:
DZIAŁ DS. RELACJI Z KLIENTAMI
ELŻBIETA NARON
Główny Konsultant
ds. relacji z klientami
Grupa getsix
***